„Recenzja tysiąca słów”

click fraud protection

Konkluzja: ten film nie jest wart biletu do teatru - może nawet nie jest wart wypożyczenia.

w Tysiąc słów Eddie Murphy gra Jacka McCalla, agenta literackiego, który jest znany (z czego jeszcze?) ze swojej szybkiej lingwistyki. Kiedy Jack dowiaduje się o książce niedawno ukończonej przez guru New Age, dr Sinję (Cliff Curtis), infiltruje seminarium Sinji na temat samopoznania poprzez milczenie, aby przypieczętować umowę. Ta wizyta i... twórcze prawdy, które Jack opowiada Sinji, skutkują pojawieniem się tajemniczego drzewa na podwórku Jacka. Nie minęło dużo czasu, zanim nawet w biegu Jack łączy dwa i dwa i zauważa, że ​​nowe drzewo zrzuca liść z każdym słowem, które wypowiada (lub pisze).

Sinja zauważa, że ​​Jack i drzewo są w jakiś sposób duchowo połączeni; jeśli drzewo straci wszystkie liście, Jack umrze. Guru obiecuje zasięgnąć rady u innych mędrców podczas nadchodzącego odosobnienia, pozostawiając Jacka samego na trzy dni w jego trudnej sytuacji. Klątwa nie mogła nadejść w gorszym momencie: Jack odbywa ważne spotkania z wydawcami zainteresowanymi książką Sinji; jego żona Caroline (Kerry Washington) ma dość prób wychowania syna w wysławianej kawalerce, którą Jack nazywa domem; a jego cierpiąca na demencję matka, Annie (Ruby Dee), nie chce na urodziny niczego więcej, jak wizyty zmarłego, zdezorientowanego ojca Jacka.

Mając tak wiele wielkich rzeczy na talerzu, Jack próbuje przebrnąć przez 72 godziny swojego chaotycznego życia – nie tracąc ani słowa. Ale jak ta zagubiona dusza się nauczy, milczenie i prawdziwe słuchanie to nie to samo.

Jeden duży problem (z wielu) z TysiącSłowa jest jego niezrównoważony ton. Początkowo film ma wszystkie cechy rodzinnej komedii slapstickowej, która stała się znakiem rozpoznawczym 21. filmu Murphy'ego. stulecie kariery, ale kiedy przekleństwa zaczną spadać, będziesz się zastanawiać, czy nie zobaczymy klasycznego „brudnego Murphy'ego” po wszystko. Spoiler Alert: sprośna komedia też nie jest tym, co otrzymujemy.

Po wstępnej konfiguracji - przerywanej spastycznym (i zużytym) Schtickiem Eddiego Murphy'ego - film ewoluuje w bardziej poważną historię o mężczyźnie z głęboko zakorzenione problemy emocjonalne, który naprawdę potrzebuje ekstremalnych (i fantastycznych) okoliczności filmu, aby oczyścić swoją duszę i włożyć swoje życie zamówienie. Ostatnia trzecia część filmu jest rzeczywiście zaskakująca, jak bardzo stara się być poważna, a Murphy wykazuje pewne dramatyczne zdolności aktorskie, których nie widziano od czasu jego pracy w Wymarzone dziewczyny.

Wadą klimatycznych, emocjonalnych machinacji filmu (słowo kluczowe: machinacje), jest to, że szczere uczucie jest całkowicie sprzeczne z samą ilością bufonady i śmieszności, która go poprzedza. Opisałem już bufonię marki Murphy z pierwszego aktu, ale to zupełna śmieszność aktu 2 udaje się rozwikłać Tysiąc słów. Główny problem polega na tym, że kiedy Murphy zaczyna dostosowywać się do swojego wymuszonego kodeksu milczenia, jego wyborów i… reakcje drugoplanowych postaci są całkowicie głupie i nielogiczne, aż do tego stopnia, że… pogorszenie.

Kerry Washington i Eddie Murphy w „Tysiąca słów”

Niezależnie od tego, czy chodzi o codzienne sprawy biznesowe z jego asystentem Aaronem (Clark Duke), czy o ważne problemy małżeńskie z jego żono, jakoś bohaterowie drugoplanowi wykorzystują milczenie Jacka jako odskocznię do skoku do najbardziej ekstremalnego lub mało prawdopodobnego wnioski. (Na przykład: po pięciu sekundach milczenia Jacka Aaron natychmiast zaczyna wyznawać swoje najgłębsze, najmroczniejsze sekrety. Podobnie jak w prawdziwym życiu *sarkazm*.) Sprawy stają się jeszcze głupsze z wymuszonym wstrzyknięciem drugorzędnego urządzenia do fabuły (Jack jest fizycznie dotknięty tym, co się dzieje drzewo), który jest dojony do niektórych arbitralnych scen nieśmiesznej fizycznej komedii (spray pestycydów na drzewie powoduje, że Jack "odurza się" podczas ważnego spotkania, itp.).

Jeszcze bardziej rozdzierający jest całkowity brak logiki w odniesieniu do tego, gdzie, dlaczego i kiedy Jack ma na to ochotę – i nie chce - mówić. Ryzykuje uszkodzenie ciała, zamiast dać niewidomemu słowne ostrzeżenie o nadjeżdżającym ruchu ulicznym; ryzykuje utratę rodziny, zamiast powiedzieć kilka wybranych słów o swojej sytuacji lub emocjach; ryzykuje, że nie dostanie od swojej gorącej żony trochę miłości do potrójnego X, zamiast wypluć kilka brzydkich słów (szaleństwo!) - ale będzie przeklinał lub marudził, ilekroć będzie choć trochę sfrustrowany (a raczej, gdy filmowcy pomyślą, że będzie "zabawny"). Zanim Jack zacznie mówić… Prawidłowy rzeczy, prawdopodobnie będziesz żałował, że drzewo nie zostało posiekane i użyte jako drewno opałowe.

Scenarzysta Steven Koren ma długą listę filmów, które ludzie albo kochają, albo kochają nienawidzić (Noc w Roxbury, Bruce Wszechmogący, Kliknij, Evan Wszechmogący, nominacja do Razzie Adama-Sandlera Jack i Jill) oraz Tysiąc słów idealnie wpasowuje się w tę niezbyt dumną kolekcję często przewidywalnych, sporadycznie przyjemnych prac. Varsity Blues reżyser Brian Robbins podążył za Murphym mroczną ścieżką swojej niedawnej kariery (Norbit, Poznaj Dave'a), i chociaż te kolaboracje zaowocowały kilkoma okropnymi filmami (Norbit, Poznaj Dave'a), z ATysiąc słów Mogę powiedzieć, że przynajmniej Robbins robi ten film Popatrz śliski i polerowany.

Eddie Murphy, Allison Janney i Clark Duke w „Tysiąc słów”

Za tak lichą i kiepsko wykonaną koncepcję, Tysiąc słów udaje się zebrać kilku utalentowanych graczy. Waszyngton to urocza główna dama (zobacz też: Ostatni król Szkocji); Klif Curtis (Trudna śmierć 4, Dzień treningowy) jest dużo lepszym aktorem, niż sugerowałaby jego obecność w tym filmie; starzejąca się gwiazda Ruby Dee wciąż ma ekran w kradnących sceny rolach epizodycznych (zobacz też: jej nominowana do Oscara rola amerykański gangster); a nawet aktorzy tacy jak Clark Duke (Maszyna czasu w wannie z hydromasażem) i Allison Janney (Zachodnie skrzydło) może - nie, powinnam - robić lepsze rzeczy ze swoimi talentami.

Konkluzja: ten film nie jest wart biletu do teatru - może nawet nie jest wart wypożyczenia. Zdecydowanie jeden do złapania na tej dziwnej sobotniej surfowaniu po kanałach telewizji kablowej, gdzie szkody dla twojego portfela (i psychiki) będą mniej odczuwalne.

Tysiąc słów gra teraz w kinach na całym świecie. Film jest oceniany jako PG-13 pod względem sytuacji seksualnych, w tym dialogów, języka i humoru związanego z narkotykami.

Nasza ocena:

2 z 5 (w porządku)

Alec Baldwin wystrzelił rekwizyt, który zabił operatora na planie filmowym

O autorze